Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

umilkło... Tak cicho zachowuje się szczupak, jastrząb, i każde zwierzę drapieżne, gdy przybliża się do niego ofiara.
I oto zrównaliśmy się z wozem.
Nagle olbrzym w kożuchu zeskoczył z niego i prosto do nas.
Filofej nie rzekł ani słowa, tylko ściągnął lejce; tarantas stanął.
Olbrzym położył obie ręce na drzwiczkach i zaczął mówić spokojnym, równym głosem, wyrażając się, jak robotnik fabryczny:
— Panie szanowny, powracamy z uczciwej zabawy, z godnego wesela; naszego pana młodego myśmy ożenili, jak należy ułożyli, chłopcyśmy wszyscy młodzi, głowy zapalone, wypiło się dość, a poprawić nie ma za co. Więc, czy nie będzie taka pańska łaska, czy nie raczy nam pan ofiarować odrobinę pieniążków, tak, żeby choć po miarce na jednego. Wypilibyśmy za pańskie zdrowie, wspomnieli pańską hojność, a jeżeli nie będzie pańskiej łaski, to, prosimy nie gniewać się na nas.
Co to jest, pomyślałem sobie, takie znęcanie się, żarty?
Olbrzym stał ciągle z pochyloną głową. W tejże chwili księżyc wychylił się z po za mgły i oświetlił jego twarz:
Uśmiechała się ona i ustami i oczami. Nie widać było na niej groźby.
— Z przyjemnością — rzekłem pośpiesznie. — Proszę, bardzo proszę — i dobywszy portmonetkę z kieszeni, wyjąłem dwa ruble srebrne, oto, jeżeli będzie dość...