Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pan, taki był postawny, kędzierzawy, za kredensowego u matki pańskiej służył. Pana już wtenczas we wsi nie było, pojechałeś się uczyć do Moskwy. Bardzośmy się kochali z Wasilem, z głowy mi nie wychodził. Było to na wiosnę. Jednego razu w nocy... już i niedaleko do świtu, a ja jakoś spać nie mogę... słowik śpiewa w ogrodzie do zadziwienia słodko! Nie wytrzymałam, wstałam i wyszłam na ganek posłuchać... Śpiewa, śpiewa... i nagle przywidziało mi się, że mnie ktoś woła, tak jakby jego głosem, Wasila; spojrzałam na bok, i tak jakoś, widać, z rozespania, źle stąpiłam; upadłam z kilku schodków na ziemię i, zdaje się, nie rozbiłam się zbyt mocno, skoro mogłam wstać i wrócić do siebie do pokoju. Tylko zdawało mi się, że coś we mnie, we środku, we wnętrznościach oberwało się. Pozwól pan trochę powietrza złapać... minutkę...
Zamilkła, a ja ze zdziwieniem patrzyłem na nią.
To mnie szczególnie uderzyło, że opowiadanie jej było prawie wesołe, bez jęków i westchnień, bez starania się, by wzbudzić współczucie.
— Otóż od tego wypadku — ciągnęła dalej — zaczęłam ja schnąć, chudnąć, czernieć; coraz trudniej było mi chodzić, a później straciłam zupełnie władzę w nogach, że ani chodzić, ani siedzieć, tylkobym ciągle leżała. Nie miałam chęci do jedzenia, ani do picia, ciągle gorzej i gorzej. Mama pańska, w dobroci swej, pokazywała mnie lekarzom, posyłała do szpitala, jednak polepszenia ani trochę nie było i ani jeden lekarz nie mógł powiedzieć, jaka to jest właściwie choroba. Co oni ze mną wyrabiali! Rozpalonem do białości żelazem przypiekali plecy, wsadzali w wo-