Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z lodem — i na nic. Zupełnie skostniałam pod koniec. Otóż i zdecydowali doktorzy, że leczyć mnie dłużej nie ma co, a w pańskim domu dla kalek nie ma miejsca, więc odesłali mnie tutaj, bo i krewnych tu mam. I oto, jak pan widzi, żyję. Znów zamilkła i usiłowała uśmiechnąć się.
— Jednak twoje położenie jest okropne — zawołałem — i nie wiedząc, co dodać, zapytałem: A cóż Wasili? Było to bardzo głupie pytanie.
— Cóż? potęsknił, potęsknił i ożenił się z inną, z dziewczyną z Glinnego. Bardzo on mnie kocha, ale cóż, człowiek młody, nie może przecież zostać kawalerem. I jakąż jabym mogła być towarzyszką dla niego? Znalazł sobie żonę ładną, dobrą, mają dzieci... Jest tu w obowiązku w sąsiedztwie i, Bogu dzięki, jest mu bardzo dobrze.
— A ty tu ciągle leżysz? — zapytałem.
— A tak, panie, leżę już siódmy rok. Latem leżę tutaj, w tej stodółce, a jak nastaje zimno, przenoszą mnie do izby przy łaźni
— A któż cię pielęgnuje, kto dogląda?
— Dobrzy ludzie są, nie opuszczają mnie. Zresztą wielkiego pielęgnowania ja nie potrzebuję; jeść, to prawie nic nie jadam, a wodę przynoszą w tym garnuszku, codzień świeżą, źródlaną wodę. Garnuszek sama sobie przyciągnę, bo jeszcze w jednej ręce mam trochę władzy. Jest tu i dziewczynka, sierotka, czasem zajrzy, niech jej Pan Bóg da zdrowie, tylko co wyszła ztąd, nie spotkał jej pan? Bardzo ładna, bieluchna, ona mi kwiaty przynosi, a ja bardzo lubię kwiaty. Ogrodowych tu nie ma, ale i polne piękne,