Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stawiłem wartę, a swoim zapowiedziałem: macie milczeć. Policyi zaś na wszelki przypadek objaśniłem: oto jakie porządki, mówię, no... i herbata i wdzięczność... I jak pan myśli, wszystko spadło na kark sąsiada, a wiadomo, że martwe ciało dwieście rubli, jak bułka za grosz!
Pan Pienoczkin śmiał się i cieszył ze zręczności swego burmistrza i kilkakrotnie odezwał się do mnie, wskazując go ruchem głowy: „Quel gaillard!“
Tymczasem na dworze ściemniało zupełnie. Arkadyusz Pawłowicz kazał sprzątnąć ze stołu i przynieść siano. Kamerdyner wydobył prześcieradła i poduszki. Sofron odszedł do siebie; przed zaśnięciem Arkadyusz Pawłowicz mówił o wielkich zaletach ruskiego chłopa i dodał, że od czasu, gdy Sofron zarządza majątkiem, włościanie szypiłowscy nigdy nie zalegają w opłacie czynszu i nie są winni ani grosza.
Nazajutrz wstaliśmy dosyć wcześnie, ja chciałem jechać do Riabowa, lecz Arkadyusz Pawłowicz pragnął mi pokazać swój majątek i uprosił, żebym został. I ja też chciałem się przekonać o zaletach wielkiego męża stanu, Sofrona. Przyszedł i burmistrz. Miał na sobie kapotę granatową, podpasaną czerwonym pasem. Mówił daleko mniej niż wczoraj, patrzył bystro i uważnie panu w oczy, odpowiadał składnie i dobrze. Razem z nim udaliśmy się na gumno. Syn Sofrona, sążnisty starosta, sądząc z powierzchowności, człowiek bardzo głupi, poszedł również z nami i jeszcze przyłączył się do nas Fedosieicz, dymisyonowany żołnierz, z ogromnemi, siwemi wąsami i szczególniejszym wyrazem twarzy; wyglądał on tak, jakby dawno zdziwił się czemś nadzwyczajnie i do-