Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tychczas nie mógł przyjść do siebie. Obejrzeliśmy gumno, stodoły, owczarnie, szopy, wiatrak, obory, ogrody warzywne, zagony konopi; rzeczywiście wszystko było w nadzwyczajnym porządku, jedynie tylko zmęczone i smutne twarze chłopów budziły jakieś wątpliwości. Oprócz pożytecznego, Sofron myślał także i o pięknem: wszystkie rowy obsadził wierzbiną, na gumnie porobił drożki i wysypał piaskiem, na wiatraku zrobił chorągiewkę, wyobrażającą niedźwiedzia z otwartą paszczą i czerwonym językiem, do murowanej obory przylepił coś podobnego do frontonu greckiego i pod frontonem zrobił napis: „Zbódowana wefsi szypiłufce f tysiąc ośimset cztyrdziestym roku ta obora“.
Arkadyusz Pawłowicz rozczulił się, a potem zaczął mi wykładać po francusku wszelkie korzyści oczynszowania, przyczem jednak dodał, — że pańszczyzna dla obywateli jest daleko korzystniejsza.
Zaczął dawać burmistrzowi rady; jak sadzić kartofle, jak przygotowywać paszę dla bydła i t. d. Burmistrz słuchał pańskiej mowy z uwagą, niekiedy wtrącał swoje zdanie, lecz już nie tytułował Arkadyusza Pawłowicza ani ojcem, ani łaskawcą i ciągle mówił, że ziemi mają za mało i, że warto byłoby dokupić.
— No więc kupcie — rzekł Arkadyusz Pawłowicz — kupcie na moje imię, nie mam nic przeciwko temu.
Na to już Sofron nic nie odrzekł, tylko brodę gładził.