Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

padała od strzału, to jej psy z pomiędzy gęstej trzciny nie mogły wydobyć; pomimo najszlachetniejszych poświęceń, nie mogły one ani płynąć, ani brodzić i tylko napróżno kaleczyły swe szacowne nosy o ostre brzegi trzciny.
— Nie — rzekł Jermołaj, to na nic; trzeba łódki. Chodźmy napowrót do Lgowa.
Poszliśmy. Zaledwie zrobiliśmy kilka kroków, z gęstych krzaków wybiegł do nas dość lichy wyżeł, a za nim ukazał się człowiek średniego wzrostu, w granatowym wytartym surducie, żółtawej kamizelce, pantalonach koloru bleu d’amour, wsuniętych w cholewy dziurawych butów, w czerwonej chustce na szyi i ze strzelbą pojedynką na ramieniu. Gdy psy ze zwykłym, właściwym ich rodowi chińskim ceremoniałem, obwąchiwały nową dla nich osobistość, nieznajomy zbliżył się do nas i nader grzecznie się ukłonił.
Sądząc z powierzchowności, mógł on mieć dwadzieścia pięć lat życia, jego długie blond włosy sterczały w nieruchomych promieniach, niewielkie czarne oczy mrugały uprzejmie, cała twarz, obwiązana czarną chustką, jakby od bólu zębów, uśmiechała się.
— Pozwoli pan, że się przedstawię — rzekł miękkim głosem — jestem myśliwy tujszy, Władimir. Usłyszawszy o pańskiem przybyciu i dowiedziawszy się, że raczyłeś pan udać się nad brzegi naszego stawu, postanowiłem, jeżeli to nie będzie panu niemiłem, ofiarować mu swoje usługi.
Myśliwy Władimir mówił, pisz maluj, jak młody aktor prowincyonalny, grywający role pierwszych kochanków.
Zgodziłem się na jego propozycyę i nie wszedłszy jeszcze do Lgowa, już poznałem jego historyę.