Strona:J. Servieres - Orle skrzydła.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cy banda zbójów, utworzona przez niejakiego Jaśka, zwanego Dusicielem, który niegdyś był pomocnikiem kata. Zjawiają się zbójcy w maskach, albo uczernieni sadzami, napadają na spokojnych ludzi i mordują ich albo przypiekają na wolnym ogniu, ażeby wydobyć z nich wyznanie, gdzie mają schowane pieniądze. Najważniejsze usługi oddaje bandzie córka herszta, zwana Żmiją, młoda dziewczyna, która z nadzwyczajną zręcznością dostaje się do mieszkań. Wczoraj ci łotrzy spalili dom jednemu gospodarzowi... To, panie, gorsza klęska od wojny, bo nikt ani życia, ani mienia pewnym nie jest... Jak tu walczyć z takim nieprzyjacielem?
— A zbrodniarze!... Anglicy! — wykrzyknął Piotr — to ich łapać i rąbać na drobne kawałki.
— Nie tak to łatwo czynić, jak się mówi — odparł gospodarz — wyrastają, niby grzyby po deszczu, a nigdzie ich przydybać nie można. Nas jest w domu siedmiu mężczyzn, mamy broń i nie przyjmujemy obcych pod swój dach, bo nic więcej zrobić nie można; gdy na kogo napadną, rzecz skończona, a wkradają się czasem podstępem, przebrani coraz inaczej.
W tej chwili brytan zawarczał na podwórzu, lecz ucichł niebawem. Po skończeniu wieczerzy goście i domownicy udali się na spoczynek, a gospodarz odprowadził Jerzego i Piotra do przeznaczonych dla nich małych stancyjek, znajdujących się na końcu długiego korytarza. Niebawem zmęczeni podróżą usnęli. W nocy zbudził wszakże Jerzego jakiś szmer cichy. Spojrzawszy w okno, chłopiec