Strona:J. Servieres - Orle skrzydła.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To głowa Ramzesa — rzekł — widziałem jego wizerunek w Rzymie, wyryty na głazie przywiezionym z Egiptu.
— Co za nadzwyczajne podobieństwo — powtórzył Kleber — to twój portret, generale!
Napoleon przyłożył pochodnię do wizerunku Faraona.
— Istotnie — rzekł, uśmiechając się — mamy coś wspólnego.
Gromadka, ukryta w głębi galeryi, wstrzymywała oddech.
Wtem Bonaparte rzekł do swego towarzysza:
— Dziwny czuję zapach, jak gdyby czegoś spalonego.
— Tu czuć pochodnię zgaszoną — odparł Kleber.
— Patrz, schody jakieś widać — rzekł znowu Napoleon.
Mówiąc to, postawił nogę na pierwszym stopniu. W tej chwili znowu dał się słyszeć łoskot zapadającego się kamienia.
— Do licha, ktoś tutaj wszedł! — szepnął Bonaparte.
Istotnie z głębi poczęły dobiegać jakieś szmery i głosy, oraz przyciszone stąpania.
— To Fellahowie — rzekł Napoleon — tylko bosemi nogami można tak cicho stąpać. Gaś pochodnię!
— Kleber przydusił nogą płomień i po raz drugi ciemność zaległa grobowiec. W tejże samej prawie chwili wtargnęła doń banda Fella-