Strona:J. Servieres - Orle skrzydła.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ot, i po winie, które przysłała mi wczoraj w podarunku księżna Borghese — rzekł wesoło.
— Księżna Borghese — powtórzyła ze zdziwieniem Wanda — ależ księżna od dwóch tygodni opuściła Włochy... Pisała o tem do mnie...
— Widocznie wino nie od razu doszło rąk moich — rzekł Napoleon — lecz nie bierz do serca, księżniczko, tek drobnego zdarzenia; wreszcie stłuczone szkło, mówią ludzie, szczęście przynosi.
W tej chwili zastukano do drzwi, i wkrótce ukazał się w nich Jerzy, prowadząc za sobą jakiegoś wieśniaka.
— Zapewne mamy się usunąć, generale? — zapytała księżniczka Wanda.
— Możesz pozostać: człowiek ten ma zapewne wręczyć mi tylko listy — odparł Napoleon, poczem zwrócił się do wieśniaka.
— Z czem przybywasz? — zapytał.
Zamiast odpowiedzi Włoch podał mu list. Bonaparte rozłamał pieczęć i przeczytał co następuje:
„Generale! mam nadzieję spotkania się z tobą w polu i życzę ci klęski, gdyż jesteś wrogiem mojego narodu. Pomimo to uwielbiam genialne twoje zdolności i pragnę, ażebyś żył, dopóki przeze mnie pokonanym nie zostaniesz. Odkrywam ci przeto zasadzkę, której masz paść ofiarą... Kobieta zaprzysięgła ci zgubę...“
Przeczytawszy te wyrazy, Napoleon podniósł mimowoli wzrok na Wandę, lecz spotkał tak spokojne wejrzenie, iż zawstydził się myśli, która