Strona:J. B. Dziekoński - Sędziwój.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w karczmie przy drodze, wiodącej do Wardstein; czas ten niezmiernie długim mu się wydawał. Rozważając dziwaczne życie i postępowanie swojego ziomka, wstydził się przed sobą, iż nie tylko nie umiał go naprowadzić na prostszą drogę, ale sam, z całem swojem wyrachowaniem mimowolny brał w nich udział. Rogosz posiadał, jak to już wspomnieliśmy, charakter zimny, którego głowa rządziła sercem, a namiętności owe to żagle ludzkiej nawy; jedynie samowładny rozsądek rozwijał, aby pędziły, dokąd wskaże.
Stronnicy dysydentów w Polsce rzucili na niego okiem i, wymiarkowawszy działalny, wolny od przesądów, czyli mówiąc prościej, obojętny co do rzeczy wiary i sumienia charakter, starali się go użyć za czynnego ajenta. Wistocie, Rogosz wierzył, iż rozsądek i sumieniowi milczenie nakazać potrafi. Ostrożny, nic nie przyrzekał stanowczo, a umiejąc korzystać już przed zobowiązaniami się, przybył tajemnie do Szwajcaryi i wchodził w stosunki z rodakami, aby stanąć na czele jakich-takich stronników, a z wielu znakomitymi różnowiercami, aby stronnictwu swemu poważniejszy nadać charakter; i tych, i owych łudził tem, co dopiero wypełnić zamyślał, nigdzie sam nie wstępując. Właśnie rozmyślał o stanie swoich zabiegów, gdy uderzyło go cicho wymówione nazwisko jednego z reformistów, którego mu szczególniej polecono. Zwrócił więc baczniejszą uwagę na