Strona:J. B. Dziekoński - Sędziwój.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Kochany — rzekła Adela — ty się tak narażasz, ja drżę, aby to szczęście zbyt prędko się nie rozchwiało. — Reudlin nas śledzi! — Przebacz, iż w tej chwili o tem do ciebie mówię, ale serce moje przyszłość całym ciężarem tak ciężko przywala, iż, mimo całą walkę, dusza tylko nieszczęście przeczuwa!
— Zaufaj mi, Adelo, i zapomnij o tych ciemnych przeczuciach. Tobie, kochane dziecię, serce drży tak lękliwie w piersiach, jak pierzchliwa łania, co w każdem stąpieniu po lesie słyszy myśliwca, chociaż ten spokojnie w domu spoczywa. Kiedy teraźniejszość nasza, na co mamy bladą przyszłość badać?
— Teraźniejszość — rzekła smutnie dziewica — a ojciec mój? A to ukrywanie się?...
— Jeszcze czas, jesteś wolna — uciekajmy! czegóż masz żałować? — czy rodziny, która cię dla pieniędzy i znaczenia poświęca? Czy tych gmachów, w których tylko jesteś pierwszą niewolnicą? Gdzie co chwila drżeć musisz, aby fala wypadków nie zamieniła waszej siedziby w kupę gruzów, a was w dumnych żebraków! Uciekajmy do mojej ojczyzny! Ja dziś nie ofiaruję ci ani bogactw, zbytku, ani honorów, ale ci dam spokojność, swobodę i miłość bez granic; tam, wolni od kłopotów, żyć możemy, tam miłość raj nam otworzy!
— Najdroższy, na jakąż mnie wystawisz próbę, nie mów tak! W złą godzinę myśl ta