Strona:J. B. Dziekoński - Sędziwój.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powiedniość majątku, brak znaczenia i tytułów, dla których baron gotów był wszystko poświęcić. Ale o dalsze zachowanie miłosnych stosunków już Sędziwój nie pytał się ochmistrzyni, a ta, nie mogąc im zapobiedz, tylko ukryć starała się. Adela, nienawidząc swego narzeczonego, nie patrząc, co stąd wyniknie, żyjąc w teraźniejszości, w niej szukała osłody przykrych myśli o dalszym swym łosie.
Za ogrodem zamkowym był przepaścisty w skałach wąwóz, który za dostateczną uważano obronę, tak, iż z tej strony żadnego nie było muru. Sędziwój przebywał go i, naśladując odległy śpiew wieśniaków, dawał znak swej ulubionej; pomimo przeszkód, pomimo śledzenia hrabiego Reudlin, prawie co wiecór widywał Adelę.
Tego też wieczoru już gwiazdy błyszczały, gdy w odległości ów czarujący wśród echa skał, czysty, góralski śpiew, wiatr doniósł do okien zamkowych. Adela, siedząca w oknie, zadrżała. Ochmistrzyni z niechęcią, skłopotana, pozwoliła udać się pannom wcześniej, niż zwykłe, na spoczynek. A wkrótce Adela wybiegła bocznemi drzwiami do ogrodu, za nią cicho, ostrożnie postępowała ochmistrzyni. — Sędziwój witał się z ubóstwioną.
— Przecież, najdroższa! — doczekałem się znowu, więc dzień ten nie stracony, bo teraz ja żyję tylko, gdy ciebie widzę, reszta jest długiem, nudnem czekaniem wieczoru!