Strona:J. B. Dziekoński - Sędziwój.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rozkosznie na widok nowonarodzonego dziecięcia, jeżeli zdaje im się, jakoby z niem wracali się do pierwotnej niewinności, jeżeli czują, iż dziecię własne obdarza ich anielskiem posłannictwem prowadzenia tegoż młodego życia od kolebki w świat ku wiecznemu pobytowi, jakież musi być radosne uniesienie tego, komu urodzi się dziedzic skarbów, które stokroć powiększają się z nim podzielone.
Nie jest-że to półboski zawód, samo kierowanie tak pięknego życia, do szerszego i głębszego potoku ku Edenowi, gdzie wzięło początek.
Lecz wszystkie te najczystsze, najrozkoszniejsze uczucia podsycały tylko w duszy jego płomień, ciągłe tlejący, który, jak ogień lampy wieczystej, nigdy nie gaśnie.
Jak czysty strumień, wpadający do mętnej kałuży, nie zdoła jej oczyścić i sam niknie, tak wszystkie czystsze uczucia jego rozpływały się tylko w namiętej żądzy prześcignięcia mety ludzkiej wiedzy, dojścia do tych uroczystych granic dwóch światów, na których tajemniczy mistrz jego stałe miał siedlisko.
Daleki od rozważania, na coby narażał dziecię, dla którego w pierwszej chwili gotów był do największych ofiar; daleki od przypominania sobie prób i straszliwych godzin przestrachu, których tak długo był pastwą, budził tylko marzenia przyszłości, które zbija-