Strona:J. B. Dziekoński - Sędziwój.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szą, boską naturą do większych jeszcze zdolny cudów. I nie za pomocą złych duchów, ale za pomocą Boga, którego bałwochwalcy nie znając, znieważają wyzywaniem Jego Imienia! Modlitwa i głębokie, pobożne wejrzenie w dzieła Twórcy stanowią człowieka namiestnikiem tego Boga na ziemi. Ale nie kilka wyrazów bez myśli, plugawemi ustami wyrzeczonych, stanowią modlitwę! Bo szklanny wzrok w modlitwie, a nawet szuka zysku i zapłaty, naczynia egoizmu, są posłańcami szatana! — A jeżeli kto chce siłą słowa żywego, zwycięską i twórczą władzą panować nad tworami, niechaj rani togi, birety, niechaj zdepcze własną pychę, oczyści się z brudnych żądz chciwości, która kala jego serce; niech zwalczy własnych szatanów, którzy w duszy jego założyli swoją stolicę, a potem... A potem pod sklepieniem Wielkiego Boga, jedno spojrzenie na wschodzące słońce, jeden widok porządku gwiazd, więcej go nauczy, niż cała magia z czystością duszy, wyczyta sam te tajemnice, których tu żadne męczarnie nie wymogą ze mnie.
Prezydujący w czasie tej mowy zbladł i nie mógł wytrzymać wzroku alchemika, skinął na kata, przewrócono klepsydrę i dano znak do tortur.
Kat zbliżył się do stołu i zapytał o coś sędziego z cicha.
— Nie oszczędzać! — odparł sędzia — to ostatni sposób, dziś ostatnia tortura, niech sko-