Strona:J. B. Dziekoński - Sędziwój.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tu obok ciebie, jednak tobie niewidzialny, spoczywa wróg rodu i czyha na swoją ofiarę, jeden krok cię od niego oddziela. Teraz już nie znasz siebie. Sam stanąłeś na granicy dwóch światów! Dzień ślubu twojego był dniem śmierci twojej chwały i siły!
Gdybyś był niegdyś odłożył czas ostatniej inicyacyi do najwyższych tajemnic, aż do pory, w której wiek późniejszy ostudzi serce, byłbyś uniknął upadku! Teraz z wieku w wiek żałować będziesz zuchwałej dumy, która cię natchnęła do prośby o zachowanie piękności i uczuć młodzieńczych z straszliwą wielkością nieśmiertelności.
— Niе będę żałować — rzekł mędrzec.
Uniesienia radości, tęsknota smutku, które mojem istnieniem kołysały, więcej warte niż tysiące lat życia mistrzów naszych. Niе kochając nic i niczego nienawidząc, życie ich upływa, jako jeden letarg ciągły.
— Lecz my spełniamy cel żywota — odparł głos, — żyjąc badaniem prawdy i czcią jej, każde posunięcie myśli napełnia rozkoszą nieznaną ludziom zwyczajnym, nieprzeliczone pasmo naszego życia. A twój cel, gdzież on jest teraz? Na co ci się cała mądrość przydała, kiedy nie mogłeś zbadać serca jednej prostej dziewczyny?
— Tak! — rzekł mędrzec — od pięciu tysięcy lat badam cuda stworzenia, a nie mogłem