odkryć ani połowy tych, jakie zawiera jedno proste serce człowieka.
— Nie mogłeś jej natchnąć miłością, dla której gotówbyś się zrzec klejnotu twego istnienia — nieśmiertelności.
— Mogłem ją natchnąć uczuciem podobnem do miłości — rzekł widzący — bo i cóż trudnego dla silnej woli, aby wszystkie jej myśli otoczyć jednem kołem, za któremby nic oprócz mnie i tylko mnie widziała? — Najprostszy z uczni naszych zdołałby rzucić ten urok na duszę kobiety; lecz byłażby to miłość, jakiej ja żądam? — ja gardziłbym takiem przywiązaniem. Chciałem, aby ona sama całym ogniem czystej namiętności duszy przywiązała się do mnie, bo nie niewolnika, lecz równą sobie chciałem mieć kochankę.
— Zwyczajnych ludzi harmonia serc — rzekł jeden z mistrzów — przed przybyciem ich na świat, jak dwa tony jednego akordu, już są dla siebie przeznaczone, lecz gdzież znajdziesz śmiertelną córkę prochu, któraby odpowiedziała na twoje westchnienia? I oto teraz podziwiaj twoje własne dzieło; chciałeś ją wybawić z ciążącego przekleństwa i sam zwaliłeś ją na na swoją głowę i chciałeś ją wyrwać z niebezpieczeństwa, a oto teraz opuszczoną, los chwycił w żelazne szpony, i wystawił na wszystkie napaści złośliwych... I nie możesz ani przewidywać, ani jej ratować... Nie bluźnij przeciw twej mądrości, bo przecie odwieczne jej
Strona:J. B. Dziekoński - Sędziwój.djvu/169
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.