Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Zaręczyny Jana Bełzkiego.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
95
ZARĘCZYNY JANA BEŁZKIEGO

i krwawy, którym naznaczone całe moje życie!
Czy ona tak gienialnie gra komedyę, czy czuje to tylko, co w chwili przechodzi jej przez serce, bez konsekwencyi, bez logiki, bez sumienia? Bo żegnała mnie bardzo smutnie pytającemi oczyma i choć wyjazd mój na kilka dni aż nadto dobrze wytłómaczyłem, coś ją ciągle niepokoiło w mowie mojej i w pobladłej twarzy. A kłamałem, zdaje się dość gładko i swobodnie: muszę jechać do siebie na wieś, gdzie dom odświeżam, gdzie zaniedbałem wiele spraw bieżących — i tu miałem kłopoty, takie a takie, bardzo prawdopodobne... Pierwszy to raz w życiu kłamię tak Celinie, a ona, choć przywykła do mojej wzglę-