Strona:Józef Weyssenhoff - Zaręczyny Jana Bełzkiego.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
96
JÓZEF WEYSSENHOFF

dem niej szczerości, choć wypróbowała ją nieraz, dzisiaj nie zdawała się wierzyć, a szczególnie ją niepokoiła moja powierzchowność, widocznie trochę zmieniona przez dni ostatnie.
Na szczęście przy całej naszej rozmowie była i matka moja, a kiedy potem chciała odejść, żeby nas samych zostawić, zatrzymałem ją i wyszliśmy razem. Sam na sam może bym nie wytrzymał i na badania Celiny odpowiedział powodzią skarg i wyrzutów, z których-by jeszcze coś z moich zamiarów mogło wyjść na jaw. W obecności matki czułem się silniejszym, żartowałem nawet ze swojej smutnej twarzy, — aż mi pierś zaciskały te żarty.
Matka dużo prościej brała to,