Strona:Józef Weyssenhoff - Zaręczyny Jana Bełzkiego.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
76
JÓZEF WEYSSENHOFF

zwykle, Celina przez cały dzień była wyjątkowo podniecona, niepochwytna; pisała jakieś tajemnicze listy, unikała mnie, rzucała takie zdania:
— Jaka to jednak straszna choroba — miłość?
Albo:
— Żeby z panem puścić się w drogę, trzeba świat cały pożegnać.
Ha! są różne rodzaje pożegnania świata!
Nie mogę więc spać, wstaję o trzeciej w nocy, ubieram się i wychodzę na ulicę. Mgła lodowata leży nad śpiącem miastem, napełnia ciemne kąty, rozrzedza się smutno koło latarń gazowych. Idę prędko przed siebie, bez celu. Ten okład wilgo-