Strona:Józef Weyssenhoff - Zaręczyny Jana Bełzkiego.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
65
ZARĘCZYNY JANA BEŁZKIEGO

lubię i rada zawsze jestem mieć go przy sobie.
— Nie śmiem temu się przeciwić, pozwoli jednak pani, że ja go nie będę lubił, że go nawet mogę z czasem znienawidzieć.
Otworzyła szeroko oczy i gniew się w nich zmienił w łzawy trochę przestrach. I mnie się zaraz po tej kolizyi, pierwszej z nią chyba w życiu, miękko zrobiło na sercu. Ująłem jej rękę w obie dłonie i zacząłem mówić prędko:
— Bo nie wiesz, droga moja, jaki to ból, kiedy mi ktoś kradnie choć tyle z twego serca, nie wiesz, jak ja drżę o ten mój skarb najcenniejszy, nieoczekiwany, niepojęty, a przecie mój, boś mi go przyrzekła i dała. Przebacz mi — możem ja chory? to minie, to się