Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Zaręczyny Jana Bełzkiego.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
59
ZARĘCZYNY JANA BEŁZKIEGO

niepokoju, bo ranek ten nie przynosi, jak zwykle, ukojenia, tylko oświetla ostrzej zarysy moich wspomnień. Widma nocne nie ustąpiły przed słońcem, trwają ciągle wyraźne, oświetlone i straszniejsze.
Kto to jest ten nieunikniony, ten niewinny kuzynek? Zawsze go spotykałem przy niej w tłumie, który ją otaczał; inni zmieniali się, ten był ciągle. Krewny jest, to prawda, ale ma ona przecież innych krewnych tego gatunku, chociażby naprzykład brata Alfreda. A o tego dba specyalnie, trzyma go przy sobie, jak pokojowego pieska, bawi się z nim, broni go od napaści... Bo i o cóż się na mnie zagniewała?...
Czego-by tu zażyć przeciw czar-