Strona:Józef Weyssenhoff - Zaręczyny Jana Bełzkiego.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
57
ZARĘCZYNY JANA BEŁZKIEGO

dem ani razu, ze mną raz, pożegnała mnie z wyrzutem w oczach, które uporczywie odwracała ode mnie przez resztę wieczoru.
Co także nudne, to, że mógł ten i ów zauważyć zmianę humoru trzech naraz osób, bo i Valfort spochmurniał, przygryzał wąsa i tańcował bez werwy.
Jest to wypadek, którego żałuję, bom sam winien, ale stokroć gorzej dręczy mnie jakaś wielka niepewność, będąca w związku z tym drobiazgiem.
Może to źle, że piszę dziennik, bo takie przypatrywanie się przebytemu świeżo życiu przedstawia dla mnie pewne niebezpieczeństwa. Streszcza wprawdzie i utrwala dobre chwile, ale rany przez dyssekcyę jeszcze pogłębia. Czy