Strona:Józef Weyssenhoff - Zaręczyny Jana Bełzkiego.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
55
ZARĘCZYNY JANA BEŁZKIEGO

zatem moją twarz skurczoną gniewem, więc się cofnęła z zawodem w ruchu i w głosie:
— Co pauu dzisiaj jest, doprawdy?
Otaczano nas życzeniami. Powstałem, dziękując bez zapału, z przymuszonym uśmiechem i znów usiadłem. Celina nie bawiła się już, oczy jej dziwnie zamierzchły, spojrzała na mnie niespokojnie. A ja wtedy pod wpływem nagłego postanowienia, które po winie łatwiej przychodzi, odezwałem się do niej zimno i dość głośno:
— Mogła-by się pani mniej zajmować tym głupcem Alfredem.
Drgnęła na krześle, potem zaczęła z kimś przez stół rozmawiać, urwała i dopiero po chwili