Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Zaręczyny Jana Bełzkiego.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
53
ZARĘCZYNY JANA BEŁZKIEGO

nie, szepcze coś do niej i trwa to sobie kwadrans, — a ja siedzę obok i rozmawiam z panną.
To się wydaje niedorzecznem, a jednak w tej chwili chętnie-bym komuś zgniótł rękę aż do krwi, albo powiedział coś bardzo przykrego tej pannie, mojej sąsiadce. Ale prawa salonu potężniejsze są nawet od praw moralnych. Rozmawiam więc grzecznie, jem, piję szczególniej — musiałem nawet wypić dość dużo wina. I siedzę obok mojej narzeczonej, jakbym był jakim obojętnym figurantem, albo nieboszczykiem jej mężem. A Valfort kieliszek z szampanem ujął w prawą rękę, lewą — widzę najwyraźniej — wyciąga do Celiny pod stołem i, przechylony, wpija w nią swe uśmiechnięte, namiętne