Strona:Józef Weyssenhoff - Zaręczyny Jana Bełzkiego.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
49
ZARĘCZYNY JANA BEŁZKIEGO

Wyniósł-bym jednak dobre, choć gorączkowe wrażenie z tego wieczoru, gdyby nie ten nieznośny Valfort, który, widzę ze zdziwieniem, zaczyna mnie, jak mara jaka, nawiedzać. Nie było go u Falkiewiczów aż do drugiej w nocy. Nagle, pod sam koniec mazura, zjawia się, wypoczęty, wyświeżony i, coś tam wymyśliwszy na usprawiedliwienie się przed gospodarzami, biegnie wprost do Celiny i swym wykwintnie poufałym tonem szepcze jej do ucha. Potwierdziła skinieniem głowy i ślicznym uśmiechem.
Muzyka zagrzmiała huczniej, uradowana z hasła: »wszystkie pary!« które zapowiadało kolacyę i odpoczynek. Prowadzę Celinę