Strona:Józef Weyssenhoff - Zaręczyny Jana Bełzkiego.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
48
JÓZEF WEYSSENHOFF

cu z innymi jest nawpół bolesną rozkoszą.
Rozsądek jednak przychodzi w pomoc. Przecie ona tańczy ze wszystkimi, przecie i ja z nią tańczę... ale gorzej, niż umiem, gorzej, bo mnie zanadto ten pozwolony i niezupełny uścisk draźni i upaja.
Mówiła mi jednak bardzo miłe rzeczy podczas mazura, któregom się nareszcie doczekał. W słowach jej był odcień zwysłowy, którego nie zauważyłem dotychczas w tym stopniu, — a choć do mnie się stosowały te słowa, te spojrzenia, to jednak, gdy myśl mi przyszła, że to nie moje towarzystwo, ale ta atmosfera balu tak ją podnieca, znów mi chora część serca zaczęła dokuczać.