Strona:Józef Weyssenhoff - Zaręczyny Jana Bełzkiego.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
47
ZARĘCZYNY JANA BEŁZKIEGO

— Strasznie! — odpowiedziałem.
Nie myląc się co do znaczenia wyrazu, zaśmiała się głośniej i bardziej nerwowo, niż zwykle.
Ścigam ją teraz oczyma po salonie, a wiruje ciągle; nie dają jej usiąść.
Co to jednak za barbarzyńska pozostałość ten taniec! Dlatego że to uchodzi przy muzyce i w karnawale, a nie inaczej, wolno temu panu objąć kibić Celiny, i mocno, żeby dobrze prowadzić, — wolno mu sunąć tak z nią razem, ocierać się o jedwab, który przybiera w tańcu linie jej kształtów, — i oddychać tem zaczarowanem przez nią powietrzem i dotykać prawie jej włosów...
Widok ukochanej kobiety w tań-