Strona:Józef Weyssenhoff - Zaręczyny Jana Bełzkiego.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
182
JÓZEF WEYSSENHOFF

nych niebios, jużby mi nie wystarczył do szczęścia ten upragniony błękit.
Widzę teraz rzeczy, których nie widziałem dawniej. Widzę szarą, stromą drogę, mijającą się często z drogą zadowolenia osobistych pragnień. Czy nią pójdę?... Siły najprzód zebrać trzeba.
Młodzieńczą wiarę w miłość, jako w cel ostateczny zachwiała we mnie ta sama kobieta, której, mimo jej wiedzy i woli, poświęciłem tyle życia. Nie obwiniam jej: prawie nieświadomą była gwiazdą mego szczęścia i niedoli.
Trzeba mi teraz unikać nawet atmosfery rozkoszy. I ten kraj, w którym mieszkam otoczony estetycznemi wspomnieniami greckiej kolonii, że jest za ponętny,