Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Zaręczyny Jana Bełzkiego.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
181
ZARĘCZYNY JANA BEŁZKIEGO

wnik i wbiegły do lipowej alei, kiedym się obejrzał na uciekający jej ogród, jej dom i okna, z których może ona patrzy za mną, poczułem tak przemocny jakiś nakaz powrotu, żem się oburącz chwycił wózka, a w piersi mi coś konało, jęcząc.




Co mi się stało, że się już dusza nie wyrywa do celu dawnego, że moje pragnienie straciło określone rysy? Nie tyle mnie boli, żem sobie zagrodził przyszłość, ale że mi to, co kochałem, więdnie w oczach i blednie. Gdyby kto wskrzesił Alfreda, gdyby moje winy, odpokutowane i naprawione, runęły w przepaść, jak skała, dzieląca mnie od dawno marzo-