Strona:Józef Weyssenhoff - Zaręczyny Jana Bełzkiego.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
162
JÓZEF WEYSSENHOFF

Odrazu poczułem się śmiertelnie zgnębionym i znikła mi radość oglądania Celiny. Ona siedziała przedemną zarumieniona, oczyma wypraszając się od mego wzroku.
Trzeba było jednak coś powiedzieć, więc zacząłem:
— Nie bój się mnie, pani, ja tu przychodzę bez żadnych nadziei, bez próśb nawet; chciałem cię tylko przebłagać i zobaczyć trochę litości w oczach twoich.
Nie zupełnie szczerze mówiłem. Przed chwilą jeszcze miałem w sercu tysiące próśb i nieokreślonych nadziei, alem sobie wyobrażał nasze spotkanie zupełnie inaczej. Tymczasem Celina, po dość długiem milczeniu, odezwała się:
— Postępowaniem swojem zakończył pan całą naszą historyę.