Strona:Józef Weyssenhoff - Zaręczyny Jana Bełzkiego.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
156
JÓZEF WEYSSENHOFF

bra. Toć to w samych polach prądnickich jakie bogactwo! — a i tego roku, da pono Bóg Najwyższy piękny urodzaj.
I biczyskiem wskazał stary na pole.
Rzeczywiście ruń, odświeżona wiosennem słońcem, błyskała zdrowym połyskiem szerokiego źdźbła, które się odkleiło już od ziemi i zaczynało drżeć drobną, zieloną falą. Łąki, gdzieniegdzie jeszcze rude, iskrzyły się w miejscach niższych żółtem i białem kwieciem, a w jeziorka, najeżone blado-zieloną sztywną trawą, zaglądał błękit nieba, błękitniejszy jeszcze w wodzie, szafirowy tam, gdzie wiatr podrażnił gładką powierzchnię, pędząc po niej stadka wesołych zmarszczek. Wody wio-