Strona:Józef Weyssenhoff - Zaręczyny Jana Bełzkiego.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
150
JÓZEF WEYSSENHOFF

się młodości i rojeń, jak świątecznych, nietrwałych szat, wspominam prawie spokojnie, czem byłem temu kilkanaście dni, i jak to daleko odemnie.
Ile jest dziecka i poety w zakochanym człowieku!
Jechałem do Prądników ciepłym rankiem, nie chcąc sobie jasno zdać sprawy, po co jadę. Wiedząc, że nic prawdziwie pomyślnego zdarzyć mi się nie może, liczyłem na jakąś nadzwyczajność, na jakiś genialny pomysł, który z naszego spotkania wyniknie i wyrwie nas z położenia bez wyjścia. Tego cudu pragnąłem tak gorąco, żem zapominał chwilami, leżąc w pustym przedziale wagonu, o najelementarniejszych wypadkach mojego życia. Przy-