Strona:Józef Weyssenhoff - Zaręczyny Jana Bełzkiego.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
151
ZARĘCZYNY JANA BEŁZKIEGO

szłe moje spotkanie z Celiną stawało mi nagle przed oczyma z wymarzonymi szczegółami: ona zapłakana, kochająca; ja, uniżony do stóp jej, wołam: moja wina! alem tak kochał i tyle wycierpiał, że twoje wielkie serce przebaczy... Ona rozumie, ona przebacza...
Rozkołysanego takim snem budził mnie zimny zgrzyt rozsądku:
— Odesłała ci przecie pierścionek:
Albo głos straszniejszy:
— Zabiłeś Alfreda!...
Więc wchodziłem znowu z rozsądkiem w układy: ona nie mogła postąpić inaczej, ale zachowała dla mnie jakieś uczucie... jest nawet coś takiego w jej liście. Może to uczucie wystarczy na