Strona:Józef Weyssenhoff - Zaręczyny Jana Bełzkiego.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
140
JÓZEF WEYSSENHOFF

do nich tęsknota i niewyrozumowana, dziecinna nadzieja spotkania... Celiny.
Gdy to piszę, wydaje się sam sobie waryatem. A jednak tak jest. Przeglądam z bijącem sercem okna wagonów, staję, jak odźwierny, przy drzwiach, któremi tłum się sypie, i lada zgrabna figurka, albo biała woalka, zobaczona w niepewnem świetle, czy w oddaleniu — chwyta mi oczy i aż za serce ściska. Wiem przecie, że Celina nie może tu przyjechać. Gdyby jednak przyjechała, jaki-by to był wielki cud Bożego i jej miłosierdzia!
Ale ja nawet na moje listy nie mam odpowiedzi. Żyję w malignie, z myślą tak natężoną w jednym kierunku, że mi aż w skroniach