Strona:Józef Weyssenhoff - Zaręczyny Jana Bełzkiego.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
129
ZARĘCZYNY JANA BEŁZKIEGO

toskiego, ale sam nie wróciłem do pokoju Alfreda: mógł-by pomyśleć, żem nie dość skory na jego usługi; — może też chciał sam pozostać?
Po godzinie ksiądz już wychodził od chorego. Powitałem go z uszanowaniem. Wysoki i czarny, o mądrych oczach i surowych rysach, przechylił się nieco, żeby mi się przypatrzyć i położył mi ciężką dłoń na głowie, bez słów błogosławieństwa.
Zajrzałem do pokoju Alfreda, ale wydało mi się, że drzemie, więc się cofnąłem i usiadłem przed domem. Dopiero jęk, dolatujący z wnętrza, porwał mnie aż do łóżka Alfreda.
Nie był to już ów młodzieniec wytworny, z którego lekki duch