Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Zaręczyny Jana Bełzkiego.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
126
JÓZEF WEYSSENHOFF

nie zazdrościłem twego szczęścia. Celina cię kocha, a ja... Nigdy nie pragnąłem umierać starym. Czy dzisiaj, czy jutro, prawie wszystko jedno... Celina idzie za mąż, dobrze idzie za mąż...
— Więc ty ją kochasz? — zapytałem.
— Może teraz więcej, niż kiedy, to tobie już nic... Teraz mi się zdaje, że ona, to życie... i żałuję czegoś, sam nie wiem, czy jej, czy życia?... To może i dobrze, że umrę...
Trząsłem się cały, klęcząc przy łóżku i trzymając rękę Alfreda. Ból niepowetowanej straty miotał mną. Gdyby mi jednak kto potężny za uratowanie Alfreda chciał zabrać coś bardzo drogiego, dałbym, ale chyba życie, nie Celinę.