Strona:Józef Weyssenhoff - Zaręczyny Jana Bełzkiego.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
108
JÓZEF WEYSSENHOFF

dumnym, tryumfującym jakimś uśmiechem, który mi przypomniał najgorsze chwile, fala krwi zakołysała moim mózgiem... Czy nie mierzyłem w pół ciała??...
Celino moja! nędzny jestem i oczu na ciebie nie śmiem podnieść.

Monachium, dnia 25-go marca.

Trzeba być waryatem, żeby po galeryach rzeźb i obrazów spodziewać się takiego ukojenia, jakiego mnie potrzeba. Chyba gdzieś na dalekie morza pojadę, do Indyi?...

Wiedeń, dnia 27-go marca.

Nie — nie mogę jeszcze przepaść i zniknąć. Przyjechałem do Wiednia. Stąd jednym tchem mo-