Strona:Józef Weyssenhoff - Za błękitami.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
51
ZA BŁĘKITAMI

A może to panna Halka Marliczówna?
Kiedy tak rozmyślał, bryczka, nie opuszczając szosy, wjechała w piękną, poczwórną aleję lipową, widocznie sadzoną jeszcze przed założeniem szosy, bo w oddaleniu dostrzegł Okszyc, że aleja zawraca do zwartej zieloności jakiegoś ogrodu.
— Już dojeżdżamy, proszę jaśnie pana — odezwał się woźnica, sądząc po ciszy za sobą, że obaj panowie zasnęli.
— Franiu! obudź się! dojeżdżamy do Rzędzina.
— Co? — aha — dobrze — co? A tom sobie chrapnął!... Śniło mi się, że jadę z panną Halką na podjazd — i pokazuję jej kozła, a ona rrym do niego. I właśnie