Strona:Józef Weyssenhoff - Za błękitami.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
52
JÓZEF WEYSSENHOFF

jak ona rrym, toś ty mi krzyknął nad uchem. To ciekawe.
— Zauważyłem już dawno — rzekł Okszyc — że sen jest prawie błyskawiczny. W jedną tercyę sekundy można prześnić całą historyę, którą-by trzeba opowiadać przez kwadrans. Ale to także zabawne, że obaj śniliśmy o tej samej kobiecie, bo i ja myślałem o pannie Marliczównej.
— Tak? — to szkoda że nie mamy trąbki — pan Stanisław Okszyc jedzie w konkury.
— Cicho, daj pokój. A pamiętaj, żebyś mnie wziął na swoją odpowiedzialność wobec państwa Lisów, bo mnie wcale nie proszono.
— Cóż znowu! przecie zaręczyć można z góry, że będą uradowani, że pochlebisz im swoją wizytą.