Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   67   —

głe i ślizkie piskorze, płaskie karasie i rozmaitych rozmiarów zbóje wodne: szczupaki. Jednego z tych, herszta, chcieli rybacy okazać tryumfalnie; więc młody chłop zstąpił do wody, pochylił się nad siecią i całym wysiłkiem tęgich ramion wychwycił oburącz z kłębowiska ogromne cielsko szczupaka. Ważył zapewne ze trzydzieści funtów. Ale gdy go tak zdławionego podniósł do góry wśród aprobacyjnego szmeru zgromadzonych, chytry litewski rekin, udający omdlałego, skurczył się błyskawicznie w pierścień i runął w wodę. Na szczęście chytrzejsi litewscy rybacy podnieśli uprzednio wysoko brzegi sieci naokoło, i ogromny szczupak znalazł się napowrót w matni.
Ale rybak, który go trzymał przed chwilą, podniósł dłoń do ust, potem ją oglądał i mruczał ponuro:
— Ot, pies jaki!
— Ukąsiła go bestya! — zawołał z brzegu pan Apolinary.
Aldona wyjęła z kieszeni chusteczkę i po dała ją do obwiązania ręki młodemu rybakowi. Ten przyszedł do niej, brodząc po wodzie, skłonił się wdzięcznie, przyjął chustkę, owinął nią zakrwawioną rękę i powrócił do roboty. Wyjął nóż z kieszeni, narychtował, a potem, schyliwszy się szybko nad siecią,