Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   54   —

damy autonomii białoruskiej; tutaj — autonomii Litwy etnograficznej.
— A cóż nam, choćby naprzykład Budziszom, po takich autonomiach?!
— Trzeba być szczerym obywatelem swego kraju. Ja, choć Białorusinka, wyszedłszy za Litwina, poszłam za narodowością męża i jestem dzisiaj szczerą Litwinką.
— Co innego solidarność małżeńska. Gdyby kuzynka wyszła, z przeproszeniem, za Chińczyka, musiałaby zostać Chinką. Ale cóż to za odrębne narodowości: Litwin i Białorusin? Toć i ja Mazur, a wszyscy jesteśmy Polakami.
Pani Antonina z Kurko-Ciecierowiczów Budziszowa przymrużyła oczy, jakby zmierzyć chciała przepaść, dzielącą ją od krewnego z Korony. Przez tę przepaść rzuciła most pojednawczy:
— Rozumie się, że my, szlachta, mamy poniekąd wspólne interesy z wami, ale w naszej epoce »miarodajne« są dążenia ludu. Lud tutejszy chce czego innego.
— Czyż doprawdy?
Po drobnych obustronnych ustępstwach oboje nie ucieszyli się jednak. Pani Antonina powstała i prowadziła pana Apolinarego przez ogród do jeziora, gdzie zarzucono dzisiaj niewód »na szczęście gości«.
Szła wolno, opierając się na lasce, a na głowę rzuciła zwykłą chustkę od nosa, aby