Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   53   —

szermierz na języki godniejszy. Do niego zwróciła pani Antonina cały arsenał swych »światopoglądów«. On służył jej zrazu chętnie przez zasadniczą dworskość obyczajów, wkrótce jednak zmiarkował, że całych sił przyjdzie użyć, uzbroić się w całą swą przytomność i powagę, aby skutecznie odeprzeć wycieczki kuzynki przeciw ideałom nadwiślańskim.
— Najwyższą cnotą społeczną jest sprawiedliwość — dowodziła pani Budziszowa. — Wszystkie porywy zbiorowe, opierające się na poczuciu odrębności plemiennej, są uprawione. Nie należy sztucznego pojęcia »państwo« kłaść ponad przyrodzone uczucie »plemię«.
— Zapewne, zapewne, kuzynko dobrodziejko, sprawiedliwość jest wielką cnotą.
— Ja mówię, kuzynie, o sprawiedliwości społecznej. Panowie Polacy żądacie wiele dla siebie, a nie uznajecie naszych żądań.
— Chce kuzynka powiedzieć: my z Królestwa? Owszem, w naszych zabiegach o autonomię Królestwa dodawaliśmy zawsze: »z uwzględnieniem potrzeb Polaków na Litwie«.
— To zawsze o Polakach mowa, kuzynie. Ależ trzeba zadość uczynić i uprawnionym popędom innych plemion.
— A to gdzie, kuzynko dobrodziejko? Chyba w innych krajach?
— Przepraszam. U nas na Białejrusi żą-