Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/394

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




XXVII.

Poszedłszy spać o świcie razem z częścią towarzystwa — gdyż inni czuwali jeszcze i po wschodzie słońca — Kazimierz zasnął twardo na kilka godzin i obudził się stosunkowo wcześnie przed południem. Za przywilejem gościa z dalekich stron, nocował nie w odrynie z młodzieżą, ale we dworze, w jednej z tak zwanych »salek« na piętrze. Skoro tylko otworzył oczy, chwyciła go za serce natężona radość, o której we śnie był zapomniał. Zerwał się i śpieszył sprawdzić naocznie, jak też wygląda taki pierwszy, jasny dzień nowego życia; jak i gdzie spotka »swoją« Krystynę? Czuł zaledwie rzeczywistość otaczających go rzeczy; świat był dotykalny, nie urojony, ale inny aż do niepoznania.
Wyświeżył się starannie i szedł do pokojów bawialnych, gdzie już czekały nowe zastawy stołowe, pomnożone przez kawę i herbatę. Nie było tam pusto; pan Gotard pero-