Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/393

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   385   —

— Cóż? widziałem, że pani świecisz ramionami, a czułem, że chłodno. Chmara może słabszy ma wzrok ode mnie; nic nie mówił.
Krystyna porozumiała się wzrokiem z Kazimierzem i rzekła uroczyście, ujmując go za rękę:
— Panie Hieronimie! jesteśmy zaręczeni.
— A to... a to chwała Bogu! — wyjąkał Budzisz i oczyma cisnął ciepły promień.
— Panie Hieronimie! ja nie mam ojca... pobłogosław nas na drogę życia!
Olbrzym wyprostował się nagle, chwycił w pierś szeroką ojczystego powietrza, pozbył swej przyrodzonej pokory i stanął nad parą młodych, jak wielki kapłan Krywe Krywejtis litewski, wzniesionemi dłońmi wzywając na ich głowy dobroczynnych potęg niebieskich:
— Niech was Bóg najwyższy prowadzi! Na wasze i nasze dobro... Dokonajcie u nas tego, czego my nie zdołali...
Kazimierz i Krystyna rozrzewnieni przysunęli się do błogosławiącego, który przygarnął obie głowy i gorąco je ucałował we włosy.
Szli potem, milcząc ku domowi.