Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   311   —

rzy Krystyny. Ale ona odpowiedziała poważnie i stanowczo:
— To plotki — pan Rokszycki nie ma zamiaru żenić się obecnie.
— Jak ty wszystko wiesz, Krysiu — osobliwość! Wiadomo, że jemu wygodniej nie żenić się. Jeździ sobie po świecie i gdzie popadnie, zabawi się. Tutaj to on w »mondzie« ryby łapał, tylko jemu nie powiodło się. Za to w Wilnie pocieszał się w »demimondzie«.
— Opowiadasz, nic nie wiedząc, Misiu. Plotki znosisz, jak baba.
— Ot co jeszcze! — zawołał Miś, dotknięty przymówieniem. — Jak on tutaj wam »robił kurę«, to sama wiesz, Krysiu, i matka także. A jak on w Wilnie pożywiał się, to znowu ja wiem.
Postukał palcem w pierś swą wydętą dla okazania dobitnie, że dobrze jest powiadomiony.
Krystynę ogarnęła niezdrowa ciekawość:
— Byłeś w Wilnie?
— Nie byłem, ale Fedkowicza widziałem zawczoraj, który tam z nimi był. Sławną mi nawet opowiadał historyę...
Krystyna nie pytała już, patrzyła jednak na Zasławskiego oczyma, które prosiły o dalszy ciąg opowiadania. Ciekawość kobiet w tych wypadkach przemaga nawet wstręt do usłyszenia czegoś bolesnego. Miś skorzystał ze