Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/306

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   298   —

parkowych krążyły legendy przeróżne; domyślano się w nich to krewnych księdza, to uciekających przed policyą, to znów osób krwi królewskiej.
Nic z tych pogwarów nie przeniknęło do dworku księdza, gdzie życie płynęło zegarową rotacyą, odosobnioną zupełnie od świata. Działy się tam jednak rzeczy niepospolite w dziedzinie duchowej. Wiele opowiedziała Krystyna księdzu Antoniemu o stanie swej duszy i o zjawiskach zewnętrznych, które zanotowała, ale i ksiądz z wielu ukrytych swych pragnień i planów zwierzył się dawnej uczennicy, teraz kobiecie rozwiniętej pełnią kwiatu, jeszcze bliskiej dzieciństwa zapałem, a już wprawnej w myślenie nad rozdźwiękiem rzeczywistości z ideałami. Nie gasił mądry ksiądz żaru jej umiłowań, wiary w możliwość odrodzenia świata. Tylko nienawiść do ludzi wrogich starał się osłabić w Krystynie.
— Nienawidzieć można tylko Szatana, pierwiastek zła — mówił. — Ludzi godnych nienawiści niema; w najgorszych jest płomień Boży, niezupełnie zagłuszony.
Wykładał teoryę wszechmocnej miłości, jako rozwiązania wszelkich zawiklań spółczesnych w etyce i w polityce. I z tematu tego przeszedł, do osobistego wyznania, że pisze dzieło »o nowożytności idei Chrystusowej«.
Zastać ich było można zwykle w domu