Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   254   —

— Zapewne — odpowiedział Kazimierz przez zęby.
— Jakoś mi wyglądasz zafrasowany, Kaziu? nie udało ci się coś w Wilnie?
— Nie miałem tam nic do wykonania na teraz. Nawiązałem różne stosunki z ludźmi; zobaczę, jak mi się udadzą.
— Nawiązałem i ja bardzo liczne — tylko, oczywiście z szerszym planem... Nie masz pojęcia, Kaziu, jakiej pasyi nabrać można do polityki! Uprawiasz jedno pole, drugie cię korci, że leży odłogiem, albo źle uprawne. Życia nie starczy! Co do sporu polsko-litewskiego mam już plan uśmierzenia. W ostatnich dniach poznałem cały prawie obóz nieprzyjacielski. Znasz ty braci X?
— Jednego z nich.
— A ja obu. A znasz adwokata Y?
— Wiem, ale nie znam.
— A księdza Z?
— Nie znam.
Budzisz zasypał Rokszyckiego litanią nazwisk działaczy litewskich, potem polskich, z najróżniejszych sfer i obozów.
— I tych wszystkich poznał wuj przez cztery dni ostatnie?
— Pomagano mi, zapraszano dla mnie, grupowano.
— Cóż wujowi po tylu znajomościach?
— Jakto co? Sam przecie mówiłeś, że naj-