Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   246   —

ków, nie zaś od innych sąsiadów? Unia nasza okazała się już koniecznością instynktową i dziejową.
— Tak sobie wyrozumowała przed wiekami szlachta, teraz nasz lud myśli inaczej: chce być sobą — powtórzył uparty Litwin.
— Skoro chce, my mu nie przeszkodzimy. Ale przeszkodzą inni, panie Miłaknis. Za mało was takich, którzy chcą być sobą. Nie pozostaniecie w spokoju na karcie geograficznej.
— Ot, zobaczymy.
— My nie zobaczymy, lecz zobaczą nasze prawnuki. Od tego właśnie jest historya, żeby z niej brać przykłady pracy na przyszłość.
Zamilkli na chwilę, przebiegli przez ciemne kurytarze myśli, niepewne, aż znowu powrócili na światło. Odezwał się Miłaknis:
— Ludy się budzą. Ludy dadzą jedne drugim żyć obok siebie.
— Czy pan sądzi, że ludy przyszłości będą zupełnie odmienne od dzisiejszych rządów?
— Niewątpliwie.
— Ale, gdyby zawiodła ta nadzieja, gdyby rządy były odmienne, lecz narody równie żarłoczne, co się stanie z plemionami małemi i odosobnionemi?
— Ja wierzę w tryumf sprawiedliwości.
— Niech pan ją stosuje i do dnia dzisiej-