Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




XV.

Rokszycki zbudzony został nieprzyjemnie przez niepokojące wiadomości o wuju. Ubrał się pośpiesznie i wszedł do pokoju, gdzie zastał Budzisza mocno chorego. Bredził w gorączce jakieś kazanie o stosunkach polsko-litewskich, przemawiał zaś i po polsku, i po niemiecku, wymieniając imię Mitzi. Srodze był czerwony na twarzy, nie poznał wchodzącego Kazimierza, a w przystępach przytomności skarżył się na ból oczu i lewej ręki.
Nie brakło już Rokszyckiemu znajomych między lekarzami, których napotkał odrazu i w Wilnie, jak u nas zwykle, w pierwszych szeregach czynnej inteligencyi. Pośpieszył wezwać doktora Bernardowicza, cenionego zarówno dla swych zawodowych, jak obywatelskich i towarzyskich zalet.
Twarzą swą fałdzistą, przeżuwającą mądrość medyczną, wyrażał Bernardowicz natężoną troskę o tryumf nauki i o dobro pacyenta, ale twarz ta umiała również uśmie-