Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   237   —

chać się do ludzi serdecznie i zasadniczo przyjaźnie. Słynął też pan konsyliarz ze swych lapsus linguae, przychodzących z tak doskonałą bezwiednością, że w Wilnie już nikt się nie dziwił, gdy kochany doktór mówił: »święty Franciszek z anyżu« zamiast: z Assyżu.
Przepisy i sposoby, użyte przez lekarza dla ratowania pana Apolinarego, nie należą do literatury; historya tylko nakazuje powiedzieć, że chory poczuł natychmiastową ulgę i zasnął. Więc Bernardowicz przeszedł do pokoju Rokszyckiego i gawędził:
— Wie pan, że wuj pański powinien trochę, tak tak, wie pan, w swoim wieku, skłaniać się do Eleuzynii.
— Eleuteryi — chce doktór powiedzieć?
— Ach, przepraszam, do Eleuteryi.
— Czyli po polsku: nie powinien pić w nocy, ani zbytnio się podniecać?
— Grozi mu to pęknięciem aorty — nie pomylił się tym razem Bernardowicz.
Rokszycki, który dla prawidłowości dyagnozy musiał wyznać lekarzowi grzechy wuja z poprzedniego wieczoru i swój w nich, choć niechętny współudział, czuł się trochę skonfundowanym.
— Nie ma doktór pojęcia, jak trudno powstrzymać pana Budzisza, gdy go poniesie temperament.